Pojedźmy zobaczyć kaplicę czaszek - Kutná Hora na weekend
Pewnego zimowego wieczoru, popijając gorącą herbatę, zgadałam się z kolegą, że w sumie fajnie byłoby gdzieś pojechać. Padło hasło - kaplica czaszek w miejscowości Kutná Hora w Czechach. Na mojej liście miejsc, które chcę zobaczyć akurat ta mieścina nigdy nie figurowała, nie wiedziałam nawet, gdzie jej szukać na mapie Czech. Odpaliliśmy Google, odnaleźliśmy to miejsce i ot tak zadecydowaliśmy - no dobra, jedźmy tam na weekend.
Znaleźliśmy nocleg w hotelu o wymownej nazwie U Kata, a do miejscowości dojechaliśmy pociągami, płacąc jakąś absurdalną, astronomiczną kwotę za bilety. Gdyby nie fakt, że mieliśmy mało czasu na przesiadki to w życiu bym się nie zdecydowała na kupno biletów na dworcu w Warszawie, zwłaszcza, że pociągi, które do samej Kutné Hory miały być tymi z rezerwacją miejsc, po przejechaniu granicy okazały się zwykłymi osobówkami...
Ale jak już wsiedliśmy to trzeba było te dwanaście godzin przejechać. Na miejscu mieliśmy być po 20:00, od dworca do hotelu miało być bardzo blisko, więc założyliśmy, że po zapłaceniu tej, do dziś przyprawiającej mnie o ból głowy kwoty za bilety, może już być tylko lepiej. Nic bardziej mylnego! Po dojechaniu na miejsce okazało się, że stacja, do której dojechał pociąg, pomimo swojej nazwy sugerującej, że jest stacją główną wcale taką nie była, a my musieliśmy zasuwać przez całe miasto z walizkami, żeby dotrzeć do naszego hotelu. Kiedy jednak w końcu się udało jedyne o czym marzyłam to pójść spać.
Następnego dnia wstaliśmy wcześnie rano z zamiarem zwiedzania miasta. Prognozy pogody mówiły o dość wysokiej temperaturze jak na marzec i pięknym słońcu, dlatego już od rana padał deszcz :-) Wiadomo, z cukru nie jesteśmy, ruszyliśmy więc w miasto, w pierwszej kolejności kierując się do miejsca, które było głównym celem tej podróży, czyli do Kaplicy Czaszek. Ossuarium zlokalizowane jest w dzielnicy Sedlec, a w jego wnętrzu znajdują się szczątki 40–70 tysięcy ofiar epidemii dżumy z połowy XIV wieku, wojen husyckich z XV wieku oraz wojny trzydziestoletniej z XVII wieku. Cały wystrój kaplicy oparty jest na kościach i czaszkach, z nich stworzone zostały kapliczki, żyrandole czy kolumny. Muszę przyznać, że to dość nietypowa atrakcja turystyczna, zwłaszcza, że obiekt ten nie pełni żadnej funkcji sakralnej.
W pobliżu znajduje się zabytek UNESCO - Katedra Wniebowstąpienia Marii Panny i św. Jana Chrzciciela.
Po wyjściu z kaplicy okazało się, że pada coraz mocniej, jednak co tam deszcz, w końcu oboje jesteśmy uparci, postanowiliśmy, że pochodzimy po mieście, bo przecież bardziej się chyba już nie rozpada? W niedużej odległości od naszego hotelu okazało się, że znowu się myliliśmy i zaczęło zwyczajnie lać. Wszystkie ciuchy, od kurtek zaczynając mieliśmy kompletnie przemoczone, postanowiliśmy więc jednak wrócić do hotelu i choć trochę się wysuszyć (suszenie ubrań suszarką do włosów sprawdziło się doskonale!).
W okolicach południa okazało się, że jednak już gorzej faktycznie być nie może i ku naszemu zaskoczeniu zaczęło się przejaśniać. Ruszyliśmy więc na zwiedzanie miasteczka. Bardzo się zdziwiliśmy, gdy mała dziura gdzieś w Czechach, nazwana Kutná Hora, okazała się całkiem ładnym miejscem.
Najpierw odwiedziliśmy Vlašský dvůr, czyli mennicę królewską Włoski Dwór, która stała się także królewską rezydencją. Obecnie znajduje się tam siedziba muzeum mincerstwa i galerii numizmatycznej. Poza zamkniętym placem można tu zwiedzać również wnętrza znajdujące się na dwóch piętrach.
Na terenie Włoskiego Dworu znajduje się też całkiem ciekawe muzeum: Odkrycie prawdziwego oblicza i tajemnic miasta Kutné Hory. Jest to nic innego jak muzeum tortur. Trochę małe, ale warto je odwiedzić.
Spacerując dalej po mieście trafiliśmy w końcu do jezuickiego klasztoru GASK, w którym znajduje się galeria poświęcona sztuce plastycznej i wizualnej XX i XXI wieku. Tutaj też przekonałam się, że zupełnie nie rozumiem sztuki współczesnej, a gdyby moja mama zachowała rysunki, które stworzyłam będąc dzieckiem, z powodzeniem mogłyby zawisnąć na ścianach galerii ;-) Obeszliśmy więc wszystkie piętra, na których były wystawy, próbowaliśmy zgadywać co przedstawia dany eksponat lub obraz, nie czytając jego tytułu i chyba wyglądaliśmy na zbłąkanych dziwaków, bo pani pracująca w galerii patrzyła na nas krzywym okiem. Ale żeby nie brzmiało to jak zbiór narzekań i pogardy dla upamiętnionej tam twórczości - kilka dzieł naprawdę przypadło mi do gustu, choć żadna ze mnie znawczyni sztuki.
Czas nas gonił, więc aby nie tracić go za wiele w jednym miejscu, ruszyliśmy dalej w kierunku Katedry św. Barbary. Bardzo nie lubię zwiedzać kościołów, jednak muszę przyznać, że ten zrobił na mnie spore wrażenie z zewnątrz. A w połączeniu z przepiękną pogodą, jaka wtedy się zdążyła zrobić, nasza ekscytacja tą małą mieściną dość mocno wzrosła. Jako ciekawostkę dopiszę, że to kolejna katedra, która znalazła się na liście światowego dziedzictwa UNESCO, jako dzieło szczytowej i późnogotyckiej architektury.
Zbliżała się już godzina 18:00, poszliśmy więc jeszcze chwilę pospacerować uliczkami starego miasta, pomiędzy zabytkowymi kamienicami z charakterystycznymi czerwonymi dachami. Ostatnimi dwoma zabytkami, na które trafiliśmy po drodze były: kamienna gotycka studnia z XV wieku, zbudowana, aby ułatwić ludziom dostęp do wody, z którą było ciężko w tej okolicy oraz Morowy Słup z figurą Niepokalanej na szczycie. Ten drugi jest dziełem rzeźbiarza Franciszka Baugut, a powstał, jako reakcja mieszkańców miasta na epidemię dżumy. Umieszczone są na nim liczby - 6146, czyli liczba ofiar szerzącej się zarazy oraz 1715, czyli liczba osób ocalałych. Nie podchodziliśmy jednak pod ten zabytek, widzieliśmy go jedynie z oddali, dlatego zdjęć z tego miejsca nie wrzucam.
I w zasadzie na tym nasze zwiedzanie Kutné Hory się zakończyło, zbliżał się już wieczór i trzeba było pójść coś zjeść i spakować się na poranny wyjazd. Do Warszawy wróciliśmy następnego dnia wieczorem, ponownie znienawidzonymi już przeze mnie pociągami.
Podsumowując ten krótki wypad do Czech - nie samą Pragą człowiek żyje (o niej jednak również wpis powstanie), a mała mieścina gdzieś pośrodku niczego, ku naszemu ogromnemu zaskoczeniu, okazała się całkiem fajnym miejscem, wartym zobaczenia. W sam raz na weekendowy wypad. Może byliście, widzieliście, macie jakieś własne wrażenia z tego miejsca? Podzielcie się nimi w komentarzach :-)
0 komentarze: